31 października 2013

Oczami Violetty cz.12

Chciałabym podziękować dwóm wspaniałym osobą, bo chyba jako jedyne czytają tego bloga xd A chodzi oczywiście o Bellę i Dagmarę. Dziękuję Wam dziewczyny, bez Was nie miałabym dla kogo pisać <3


Szłam tuż obok niego, wchodziliśmy coraz wyżej i wyżej. Co chwilę łapałam się na tym, że zerkam na jego twarz. Po pokonaniu kilkudziesięciu stopni w końcu klatka schodowa skończyła się, a my staliśmy przed starymi metalowymi drzwiami. Riley złapał za klamkę, trochę się siłował aż drzwi stanęły otworem. Puścił mnie przodem i przymknął za nami drzwi. Przede mną roztaczał się wspaniały widok na miasto, widziałam nawet szkołę. Powoli podeszłam do krawędzi dachu, wysokość była oszałamiająca. Kątem oka zobaczyłam jak podchodzi i staje obok mnie.
Ri: I jak? Podoba ci się?
Vi: Tak. Tutaj jest pięknie.- Uśmiechnęłam się. Od jakiegoś czasu robiłam to coraz częściej.
Ri: To moja ulubiona miejscówka.
Vi: Nie dziwie się.- Spojrzałam na niego, a on na mnie. Był naprawdę przystojny. Spuściłam wzrok, by po chwili znów wpatrywać się w horyzont. Riley usiadł, więc postanowiłam zrobić to samo. Siedzieliśmy, nie odzywając się do siebie, patrząc przed siebie. Podskoczyłam gdy usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS-a. Wyciągnęłam telefon i przeczytałam:
Zbierajcie się gołąbeczki, chyba że wolisz spóźnić się na lekcje. Mi tam nie zależy, ale nie chce cię od razu demoralizować tak do końca. ;d
Kastiel
Vi: Chyba musimy się zbierać.- Nie miałam ochoty iść. Czułam się tu naprawdę świetnie.
Ri: Na to wygląda.- Uśmiechnął się jakoś smutnie. Podniósł się i pomógł mi wstać. Podszedł do drzwi i otworzył je jednym silnym szarpnięciem. Podeszłam do niego, a on znienacka pocałował mnie w policzek.- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. W razie czego…- Wyjął długopis, wziął moją dłoń i nabazgrał na niej jakieś cyferki.- Mój numer. Możesz dzwonić kiedy tylko chcesz.- Zeszliśmy na dół, gdzie czekał już Kastiel.
Kas: Coś się tam zasiedzieliśmy na górze.- Kiedy mówił czuć było od niego alkohol.
Vi: Chodźmy już.- Nadal czułam się nieswojo, po tym co się stało. Kastiel złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą. Ostatni raz odwróciłam się do Rileya i posłałam mu lekki uśmiech. Kastiel szedł coraz szybciej, więc musiałam patrzeć pod nogi. W 5 minut dotarliśmy z powrotem do szkoły. Kiedy wchodziliśmy na dziedziniec, zadzwonił dzwonek.
Kas: Teraz jestem już z Tobą kwita. Nie jestem tobie nic dłużny, tak? Zapomnij o tamtym miejscu. To nie jest dla ciebie, chyba że chcesz się stoczyć, wtedy to proszę bardzo. I jeszcze jedna sprawa. Uważaj na Rileya to straszny kobieciarz.
Vi: I kto to mówi…
Kas: Oddaję ci tylko koleżeńską usługę, informując cię o tym.- Zerknął na moją rękę na której Riley napisał mi swój numer.- Pamiętaj, że masz chłopaka, mojego kumpla. Lysander zna się z Rileyem i pewnie będzie wściekły że cię tam zaprowadziłem. Nie mów mu ani słowa, gdzie byłaś. Zmyśl coś.- W końcu puścił moją rękę i poszedł w stronę sali gimnastycznej. Stałam jeszcze chwilę wpatrując się w drzwi, za którymi przed chwilą zniknął. Ocknęłam się i ruszyłam biegiem do klasy.
Reszta dnia minęła mi spokojnie. Nie mogłam jednak przestać myśleć o Riley’u. Przepisałam jego numer do zeszytu, a z ręki starłam. Nauczyciele nie zwracali na mnie uwagi, bo często zdarzało mi się wyłączać. Kiedy wyszłam na dziedziniec, jak przez mgłę doszło do mnie, że ktoś mnie woła. Obejrzałam się goniła mnie Rozalia. No tak, zapomniałam że jej szukałam.
Roz: Violka! Mogłabyś łaskawie zaczekać na mnie?!- Zatrzymałam się i poczekałam aż mnie dogoni. Kiedy była już obok mnie, ruszyłyśmy dalej ramię w ramię.- Czemu jesteś dzisiaj taka zamyślona?
Vi: Mam o czym myśleć.
Roz: Wiesz… Naprawdę mi przykro że to tak wyszło… Uwierz, nie chcieliśmy…- O czym ona w ogóle do mnie mówiła? A no tak, myśli że jestem na nią zła za to co się stało w piwnicy. Kiedy to później spotkałam Kastiela, a on zaprowadził mnie do tego budynku i poznałam Rileya…
Roz: Violka! Czy mogłabyś się na chwilę skupić?
Vi: Co? Słucham cię przecież.
Roz: To co powiedziałam?
Vi: Dobra, nie słuchałam. Czy mogłabyś powtórzyć?- Zrobiłam do niej maślane oczka. Roza wywróciła oczami. Mina kota ze Shreka zawsze na nią działa.
Roz: Najpierw mówiłam o strojach na bal haloweenowy. Później spytałam się czy potrzebujesz pomocy w wyborze ubrań.
Vi: Czemu miałabyś mi pomagać?
Roz: Przypominam ci, że jesteś umówiona dzisiaj na randkę z Lysandrem.- O Boże. Całkiem wypadło mi to z głowy.
Vi: To nie jest randka.
Roz: Kochana… Jesteście parą, więc każde wasze spotkanie można nazwać randką. To jak, pomóc ci?
Vi: Gdybyś mogła…
Roz: Oh! Mam już w głowie gotowy strój! Oczywiście nie obędzie się bez zrobienia porządnej fryzury!- Wtedy przestałam ją słuchać, tylko że tym razem specjalnie. Nie obchodzi mnie jak to zrobi, ważne jakie efekty umie osiągnąć. Zauważyłam że dziewczyny ze szkoły są straszliwie gadatliwe. Później monolog Rozalii zszedł na niezbyt ważne tematy i mogłam się włączyć. Po jakiś 20 minutach doszliśmy do mojego domu. Wyciągnęłam klucze i otworzyłam drzwi.
Roz: Nie ma twoich rodziców?
Vi: Nie. Wyjechali w jakiś sprawach służbowych.
Roz: W jakich sprawach służbowych mogło wyjechać dwóch weterynarzy?
Vi: Zadaję sobie to samo pytanie.- Roza skierowała się do mojego pokoju i zaczęła przekopywać ubrania w celu znalezienia tego, które widziała w swojej wizji.
Roz: Wyjdź z pokoju.
Vi: Ale…
Roz: Wyjdź. Chce zobaczyć twoją minę, kiedy zobaczysz całość.- Spojrzała na mnie z uśmiechem i wróciła do świata ubrań. Wycofałam się i zamknęłam drzwi. Muszę jej zaufać, nie ma innego sposobu. Zeszłam na dół i włączyłam telewizor. Skakałam po kanałach w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Nie znalazłam niczego, co by mnie zainteresowało. Wyłączyłam TV i wyszłam na podwórko. Podeszłam do kojca. Były tam małe psiaki. Kundelki. Jeden czarny z brązowymi łapami i pyskiem, a drugi cały jasnobrązowy. Otworzyłam furtkę i weszłam do nich. Kucnęłam, żeby je pogłaskać, a one same wciskały swoje głowy w moje ręce.
Roz: Myślałam, że nie masz zwierząt.
Vi: Bo nie mam.
Roz: A te to co?
Vi: Rodzice, czasem przywożą tu zwierzęta, gdy brakuje miejsca w schronisku. A jak tam mój strój?- Wstałam powoli. Psy kręciły mi się wokół nóg i skakały na nie. O mało mnie nie przewróciły. Jakoś udało mi się wyjść, pozostawiając je w środku. Pogłaskałam je jeszcze przez płot i weszłam za Rozalią do domu.
Roz: Jest gotowy. Mam nadzieję, że ci się spodoba.- Tuż przed moim pokojem zasłoniła mi oczy i wprowadziła tam.- Ta dam!- Zabrała ręce, a ja ujrzałam przed sobą piękną różową sukienkę.
Vi: Roza… Ona jest cudowna, skąd ją wytrzasnęłaś?
Roz: Z twojej szafy, kiedyś ci ją kupiłam, gdy byliśmy razem na zakupach.- Przebrałam się w sukienkę, a Roza założyła mi różne bransoletki, a na szyję kolorowy naszyjnik, jednak z przewagą fioletu.- Podkreśli twoje oczy. Teraz czas na fryzurę i makijaż. Zaprowadziła mnie do łazienki i posadziła przed lustrem. Zaczęła grzebać w moich kosmetykach.- Kobieto! Tutaj praktycznie nic nie ma, następnym razem biorę cię na zakup jakiś kosmetyków. Zaraz wracam!- Pobiegła do przedpokoju i wróciła ze swoją kosmetyczką. Chyba musiała ją mieć w szkole. Usiadła przede mną i wyciągała i używała po kolei większości kosmetyków. Po 10 strasznie dłużących się minutach, w końcu odsunęła się i zobaczyłam całkowicie inną osobę. Dotknęłam policzka, żeby się upewnić, że to na pewno ja.
Roz: I jak? Podoba się?
Vi: Roza… Jesteś niesamowita! Dziękuję!- Przytuliłam ją, a ona zrobiła to samo. Po chwili usłyszałyśmy pukanie do drzwi.
Roz: To pewnie twój książę w lśniącej zbroi.- Ruszyłyśmy do wyjścia. Rozalia podała mi jeszcze czarne baleriny i otworzyła drzwi.
Lys: Dzień do… Roza? Co ty tu robisz?
Roz: Właśnie wychodzę, życzę miłego wieczoru. Leo w domu?
Lys: Nigdzie się dzisiaj nie wybiera.
Roz: Znakomicie.- Uraczyła mnie uśmiechem i wyszła, ba, wybiegła w podskokach, jak sądzę do Leo. Podeszłam do wyjścia, gdzie mogłam zobaczyć Lysandra. Stał w czarnym smokingu z bukietem czerwonych róż.
Lys: Piękne kwiaty, dla pięknej dziewczyny.- Podał mi kwiaty i cmoknął w policzek. W ten sam policzek co tylko kilka godzin temu Riley.
Vi: Dziękuję.- Wzięłam kwiaty trochę sztucznie i poszłam poszukać wazonu. Po chwili wróciłam gotowa do wyjścia.- Idziemy?
Lys: Jedziemy. Leo zgodził się pożyczyć mi samochód.- Wyszłam za nim, na chwilę zatrzymując się żeby zamknąć drzwi. Lysander otworzył mi drzwi od strony pasażera, a kiedy wsiadłam zamknął je i usiadł za kierownicą. Ruszyliśmy pomału drogą.
Vi: Dokąd jedziemy?- Uśmiechnął się tajemniczo.
Lys: To niespodzianka.

Violka w sukience xd

26 października 2013

Oczami Violetty cz.11

???: A!- Wyciągnęłam telefon i poświęciłam w tamtą stronę. Ujrzałam Rozę i Tobiasa, którzy nadal próbowali chować się za pudłami.
Vi: Co wy tu robicie?- Spojrzeli na mnie jednocześnie. Wyglądali na zawiedzionych, że odkryłam ich kryjówkę.
Roz: Eh…- Popchnęła lekko Tobiasa, jednak on stracił równowagę i wylądował na podłodze.- To twoja wina że nas zobaczyła! Nie trzeba się było wychylać!- Zwróciła się z powrotem do mnie.- Chcieliśmy się upewnić, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Vi: J… Jakim planem? Niech ktoś mi wyjaśni o co chodzi!- Spojrzałam z wyrzutem na Lysandra. Podniósł szybko ręce.
Lys: Ja nic o tym nie wiedziałem. Znaczy… Poprosiłem ich żeby nie wpuszczali nikogo do piwnicy. Ich też miało nie być.
Roz: No ale musieliśmy się dowiedzieć co planuje! Nie umiem pomagać ludziom, jeśli wszystkiego nie wiem…
Vi: Eh… Mam nadzieje że po południu nie będzie takich niespodzianek.
???: Po południu?- Rozejrzałam się wokół. Czemu tu musi być tak ciemno?!
Vi: Kto to powiedział?!- Zaczynałam tracić kontrolę nad własnym ciałem. Ręce trzęsły mi się. W pole mojej widoczności wszedł Alexy.- Kto tu jeszcze jest?
Alx: Nikt… Chyba.
Vi: Poddaje się. Wszyscy wypad. Sio mi stąd!- Straciłam nad sobą kontrolę. Teraz trzęsłam się cała. Patrzyłam na wszystkich najgorszym spojrzeniem na jakie było mnie stać. Po kolei ulatniali się z piwnicy, aż zostałam tylko z Lysandrem. Powoli emocje ulatniały się ze mnie. Usiadłam na podłodze i schował twarz w dłoniach.
Lys: Przepraszam cie za nich… Wszystko dobrze?
Vi: T… Tak, muszę tylko chwilkę odetchnąć.- Przez palce widziałam jak siada naprzeciwko mnie. Chwilę siedzieliśmy w całkowitej ciszy, którą przerwał dzwonek. Prawie zapomniałam że jesteśmy w szkole.
Lys: Idziemy?
Vi: Idź. Ja… Ja muszę… Potrzebuję jeszcze trochę czasu.- Podniósł się z ziemi, jednak widocznie jeszcze się wahał.
Lys: Na pewno chcesz zostać sama?
Vi: Tak. Nic mi się nie stanie.- Uśmiechnęłam się blado. Lysio odwzajemnił uśmiech, a po chwili usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Odprężyłam się. Wróć. Dźwięk zamykanych drzwi?! Te drzwi można otworzyć przecież tylko od zewnątrz, no chyba że ma się klucz. Ale oczywiście ja nie posiadam takie klucza.- Super. Zostałam zamknięta na 45 minut w małym, ciemnym pomieszczeniu. Na dodatek zaczęłam gadać do siebie. To podobno pierwszy krok do szaleństwa.
???: A raczej do głupoty. Radzę ci uważaj, bo będziemy mieli drugą Su.
Vi: Kto tu jest?- Nagle znikąd zmaterializował się przede mną Kastiel. Tylko jego tu brakowało.
Kas: Zastanawiałem się, czemu wszyscy wchodzili do piwnicy. Postanowiłem to sprawdzić.- Detektyw się znalazł.- W sumie nieźle się naśmiałem przy finale.- Uśmiechnął się w ten swój cyniczny sposób. Nigdy za nim nie przepadałam, ale cóż, kolega z klasy.
Vi: A jak tam czuję się twój pies?
Kas: Dużo lepiej. Dzięki że to załatwiłaś.
Vi: Nie ma sprawy… Umiesz otworzyć te drzwi.
Kas: Pff… To banalnie łatwe.- Podszedł do drzwi i zaczął coś majstrować przy klamce. Kilka razy kopnął w drzwi i przeklinał, ale w końcu wyjście stało otworem.- Panie przodem.- Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam przed siebie.
Vi: Wybierasz się na lekcje?
Kas: Nie… Tobie też radze nie iść, teraz matma.- Odwrócił się i poszedł w stronę dziedzińca
Vi: Poczekaj! Idę z tobą.- Dogoniłam go szybko i zrównałam krok.- Więc… Gdzie idziemy?
Kas: Hm… To będzie taka mała niespodzianka. Za pomoc, no wiesz, nie lubię być dłużny ludziom.- Przyśpieszył kroku. Praktycznie biegłam u jego boku. Ale w sumie nie przeszkadzało mi to, ciekawość zżerała mnie od środka. Biegliśmy ulicami, coraz dalej od szkoły. Nagle zatrzymał się przy jakimś starym i wysokim budynku.
Kas: Jesteśmy na miejscu.
Vi: Co jest w środku?- Zaczęłam odczuwać strach.
Kas: Zobaczysz.- Znów uśmiechnął się w ten swój kpiący sposób. Ruszył do wejścia budynku, a ja chcąc, nie chcąc poszłam za nim. Nie wiedziałam nawet jak wrócić powrotem do szkoły. Weszłam przez drzwi za którymi przed chwilą zniknął Kastiel. Znalazłam się w obszernym pomieszczeniu. Stały tu dwie kanapy z wystającymi sprężynami, zajęte przez nieznanych mi chłopaków. Było tu jeszcze kilka stolików, a na każdym kilka butelek ze złotym płynem. Oczami szukałam czerwonowłosego. Zauważyłam go na drugim końcu pomieszczenia, rozmawiał z jakiś chłopakiem. Miał czarne, sterczące włosy. Wyglądał na jakieś 17 lat i był dość wysoki. Nawet niezły z niego przystojniak. Wróć! Violka, chłopak twoich marzeń wyznał ci dzisiaj miłość, a ty będziesz za innymi będziesz się oglądała? Opanuj się.
Kas: Violka! Podejdź tu!- Żeby do niego podejść musiałam przejść przez sam środek Sali. Czułam że wszyscy wpatrują się we mnie. W końcu stałam przy Kastielu i mogłam przyjrzeć się nieznajomemu.- Violka, a więc to tutaj spędzam większość czasu, gdy nie ma mnie w szkole. Ale nie o tym. Poznaj proszę to mój kolega Riley.
Vi: Mi… Miło mi cię poznać.- Uśmiechnęłam się najładniej jak potrafiłam.
Ri: Mi również.- Odwzajemnił uśmiech i uścisnął mi dłoń.

Dagmaro, mam nadzieję że prawa do tego imienia nie były zastrzeżone. Jeśli tak, to mogę je zmienić na inne ;)
Po prostu kocham to imię *-*

21 października 2013

Oczami Violetty cz.10

Wprowadziłam pewne zmiany. Teraz można komentować również anonimowo ;)

???: Sorka, nie zauważyłem cię.- Chłopak o czarnych włosach podał mi dłoń i pomógł wstać.
Vi: Następnym razem bardziej uważaj.- Uśmiechnęłam się leciutko.
Ar: Oczywiście.- Uśmiechnął się również tylko że bardzo szeroko, teraz jeszcze bardziej przypominał mi brata.
Ir: Ekhem…- Irys głośno odrząknęła przypominając o swojej obecności. Zignorowałam ją.
Vi: Armin… Widziałeś Rozę lub Lysandra?
Ar: Lysander? Który to?
Vi: To ten z białymi włosami i dwukolorowymi oczami.- Armin złapał się za podbródek i zaczął go pocierać. Wyglądało to dość zabawnie.
Ar: Nie… Nie widziałem go dzisiaj. Roza to ta z białymi włosami, tak? Hm… Mijałem ją, wchodziła do klasy B.
Vi: Dzięki ci Armin. A właśnie! Irys cię szukała.-Armin spojrzał na nią z zaciekawieniem, a ona przybrała na twarzy kolor swoich włosów.
Ar: O co chodzi?
Ir: Cóż… No wiesz… Chodzi o to że…- Patrzyłam na tą scenę z rozbawieniem. Wypowiedziałam o wiele więcej słów niż gadatliwa zazwyczaj Irys. Jednak nie było mi dane nacieszyć się tym widokiem, musiałam poszukać Rozy. Wyszłam po cichu z sali, zamykając za sobą drzwi. W myślach życzyłam Irys szczęścia. Ruszyłam przed siebie, jednak zaraz zatrzymała mnie su.
Su: Co sądzisz o zbliżającym się balu halloweenowym?- Zawsze gdy coś się dzieje musi wypytać każdego, co ma do powiedzenia w tej sprawie. Zawsze.
Vi: Sądzę że to może być coś ciekawego.
Su: Masz już jakiś pomysł na kostium?
Vi: Jeszcze nie.- Chciałam jak najszybciej skończyć ta rozmowę.
Su: A. Ja też nie. Nie powiem jej że mam świetny pomysł.
B. Powiem prawdę. Mam fantastyczny pomysł na kostium!- Nie wytrzymałam i strzeliłam facepalma.
Vi: Su… Znów myślisz na głos.
Su: Ups…- Szybko ulotniła się na dziedziniec. Cóż, przynajmniej mam ją z głowy. Gdzie ja to szłam…? A racja! Sala B. Ruszyłam znów szybkim krokiem. Na szczęście nikt mnie już nie zaczepiał. Weszłam do klasy i zobaczyłam rozmawiających Nataniela i Lysandra. Nie zauważyli mojej obecności. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ani śladu Rozy. Postanowiłam wycofać się, ale wtedy zobaczyli że nie są sami.
Lys: Violka poczekaj… Mam pewną sprawę do ciebie.
Vi: O… O co chodzi?- Mimowolnie spojrzałam na Nataniela, który wyglądał jakby nie zamierzał wyjść. Lysander także na niego spojrzał, w końcu chyba zrozumiał.
Nat: Właśnie sobie przypomniałem, że Melania potrzebowała mojej pomocy w organizacji balu, to na razie!- Przechodząc obok mnie, rzucił mi szybkie spojrzenie i wyszedł na korytarz. Zostaliśmy sami.
Lys: Chodź ze mną.- Chwycił mnie za rękę i zaciągnął za sobą do piwnicy. Po drodze nie widziałam nikogo. Dziwnie bym się czuła gdyby ktoś nas zobaczył.
Vi: O co chodzi?- Ponowiłam pytanie, jednak nadal pozostało bez odpowiedzi. Posadził mnie na krześle, a sam zajął miejsce naprzeciwko mnie. Podał mi swój notatnik.
Lys: Napisałem coś dla ciebie.- Uśmiechnął się delikatnie i popatrzył mi w oczy. Zaczął śpiewać (link do piosenki àhttp://www.youtube.com/watch?v=yfoh1Kljf5Q)
She takes my breath away,
She’s got me calling everyday
I can’t seem to get enough,

Could this be love?

Staying up ‘till late at night
Watching the stars burst into light 
Watch moves all the time
And we can’t get enough 

I’d jump out of a plane, 
Write your name in the sky 
You’re shaking my life up

Could this be love?
I’m feeling drifting up 
On the ceiling with your touch
Could this be love, love, love?
‘Cause when we kiss
My heart drops like a bomb
I’m in pieces when you’re gone 
Could this be love? 

Sat in bed, we’re on the phone 
Her voice is sweet, she doesn’t know 
Could stay awake for all night long, 
Could this be love? 

Walk together through the night 
The sky is clear, the stars are bright 
I kiss her lips and hold her tight 
Is there enough? 
Let’s take a chance on this time 
To be the best of our lives 
I think you already know
Chyba zaraz zwariuję. On naprawdę kierował tą piosenkę do mnie? Czuję że się rozpływam, to jest jak sen. Zabrał mi notatnik i położył na stoliku obok. Złapał mnie delikatnie za ręce i wpatrywał się w moje oczy, a ja w jego.
Lys: Chyba… się w tobie zakochałem.- Cichutko powiedział nie przestając wpatrywać się w moje oczy. Nagle usłyszałam hałas przewalanych pudeł. Podskoczyłam przestraszona, spojrzałam w tamtą stronę i ujrzał dwie ciemne sylwetki.
???: Ała, mówiłem żebyś uważał!
Tłumaczenie piosenki :D
Zapiera dech w piersiach ,
Dzwoni codziennie I to wydaje się niewystarczające 
Czy to jest miłość ?



Zostaje do późnej nocy 
Oglądając gwiazdy rozrywane w świetle 
Oglądając filmy cały czas
To nie jest wystarczające 




Chciałbym zaskoczyć ze swej planety 
Napisać twoje imię na niebie 
Jesteś drżeniem mego życia 
Cz to jest miłość ?




Czuje się jak bym dryfował do góry 
Prze twój dotyk dotykam sufitu
 Czy to jest miłość ,miłość ,miłość ?
Bo kiedy się całujemy
Moje serce spada jak bomba 
Jestem w kawałkach kiedy odchodzisz
Czy to jest miłość ?




Siedziałem na łóżku ,
kiedy rozmawialiśmy przez telefon 
Jej głos jest słodki , 
ale ona o tym nie wie 
Starając się zasnąć całą noc 
Czy to jest miłość ?




Iść razem poprzez noc
Kiedy niebo jest czyste i gwiazdy są jasne
Całuje jej usta i trzymam ją mocno 
Czy to wystarczy ?




To może byś szansa naszego życia 

Myślę , że już wiesz


Spróbujmy tym razem 


Zakochałam się w tej piosence <3 Mam już pewien pomysł na bal, a na razie muszę wracać do nauki >.> Na co mi był ten konkurs, teraz codziennie muszę wkuwać xd

12 października 2013

Oczami Violetty cz.9

Odskoczyliśmy od siebie. W drzwiach stała moja mama.
Vi: M… Mamo, kiedy wróciłaś?
Ma: Przed chwilą.- Spojrzała groźnie na Lysandra.- Nie sądzisz, że trochę późno na odwiedziny? Jutro macie szkołę.
Lys: Ma pani absolutną rację. Natychmiast więc opuszczę państwa dom.- Nabazgrał coś szybko na kartce i wyszedł. Mama popatrzyła na mnie uważnie, ale po chwili też wyszła. Aż boję się, co ona sobie wyobraziła. Położyłam się na łóżku i delikatnie rozwinęłam kartkę, na której było napisane:
„Jutro, o 16 u mnie. Wymyśl jakąś wymówkę. Czekam na SMS-a z odpowiedzią ;)”
Uśmiechnęłam się do siebie i natychmiast zgodziłam się na spotkanie. Byłam taka szczęśliwa, że postanowiłam do kogoś zadzwonić. Padło na Tobiasa.
To: Halo?
Vi: Hej Tobias, masz chwilkę?
To: Violka? O co chodzi?- Usłyszałam też kogoś innego.
???: Tobias, wracaj do mnie!
Vi: Chciałam pogadać… Ale słyszę, że jesteś zajęty.- Parsknęłam śmiechem, jednak w głosie Tobiasa nie było miejsca na żarty.
To: Tej rozmowy nie było, a ty nic nie słyszałaś, jasne?
Vi: Oczywiście, a teraz nie będę wam przeszkadzać…
???: Tobias! Ile mam czekać?!
Vi: To na razie Tobias… I Alexy.
To: Skąd ty…?
Vi: Głośnomówiący.- Rozłączyłam się. Znów zapanowała cisza, zakłócana tylko odgłosem mamy krzątającej się po kuchni. W czasie rozmowy dostałam SMS-a od Rozy. Treść była krótka: „Zadzwoń”. Zdziwiło mnie to, postanowiłam od razu się do niej zgłosić.
Vi: Witaj Rozalio… Co się stało?
Roz: Właśnie dzwoniła do mnie Peggy. Potwierdziła, że nauczyciele zgodzili się na bal halloweenowy!
Vi: To świetnie!
Roz: I mam do ciebie taką malutka prośbę…
Vi: Niech zgadnę. Czy uszyłabym tobie strój?
Roz: Tak! To znaczy jakbyś była tak miła…
Vi: Oczywiście możesz na mnie liczyć/
Roz: Świetnie! Wpadnę jutro po południu! Mam już głowę pełną pomysłów na kostium dla mnie i dla ciebie…
Vi: Ale chodzi o to że… Mam już plany na jutrzejszy dzień.
Roz: Violka? Czy ja o czymś nie wiem?- W jej głosie było słychać ciekawość.- Jutro masz mi wszystko opowiedzieć! Ale wracając do sprawy… pasuje ci pojutrze? W piątek?
Vi: Tak, pasuje…
Roz: To wspaniale! Dzisiaj Leo zabiera mnie na kolację! Od kiedy Su nas pogodziła zrobił się taki romantyczny! Pa kochanieńka!
Vi: Pa.- Rozłączyłam się i odprężyłam. Ciekawe, jaki strój dla mnie wymyśli. Mam tylko nadzieje, że nie przesadzi z długością kostiumu, a raczej z krótkością. Wyobrażam siebie w różnych kostiumach, które widziałam w Internecie, ale żaden jakoś mi nie pasował. Pewnie Roza będzie miała lepsze pomysły. Porzuciłam te myśli i w wyobraźni stanął przede mną Lysander. Już nie mogę doczekać się tego spotkania. Z tą myślą nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.
Obudził mnie rano budzik, kiedy spojrzałam w tamtą stronę zauważyłam, że była przyczepiona do niego kartka. Wzięłam ją w ręce i przeczytałam:
„Musieliśmy wyjechać w sprawach służbowych. Wracamy jutro popołudniu. Żadnych chłopców! Mama”.
To żart? W jakich sprawach służbowych mógł wyjechać weterynarz? Zresztą nieważne, nic mi teraz nie stoi na przeszkodzie spotkania z Lysandrem. Przez cały poranek myślałam tylko o nim, wszystko robiłam automatycznie. Spakowałam się, nawet nie wiem czy czegoś nie zapomniałam. Wciąż z głową w chmurach ruszyłam do szkoły.
???: Violka! Halo Violka, wracaj na ziemię!- Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącą w moją stronę Melanię.
Vi: Witaj Melanio, coś się stało?
Mel: Słyszałaś już że szkoła organizuje bal halloweenowy?
Vi: Tak, wczoraj się dowiedziałam.
Mel: Sądzę, że to genialny pomysł! Wyobrażam już sobie te wszystkie dekoracje, kostiumy…- Tu następuje długi monolog, jak będzie przygotowywać imprezę, bo jako przewodnicząca bierze w tym udział.- Violetto… Violka, słuchasz mnie?
Vi: Co? Tak, tak słucham.- Zobaczyłam Rozalię, która właśnie wchodziła do szkoły.- Wybacz Melanio, ale muszę z kimś pomówić. Zobaczymy się później!- Pobiegłam do szkoły, jednak na korytarzu nie spotkałam nikogo, postanowiłam zajrzeć do Sali A.
Ir: Hej Violka, widziałaś może gdzieś Armina?- A po co jej to wiedzieć?

Vi: Nie, dopiero przyszłam i jeszcze nikogo nie udało mi się spotkać.- Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, chciałam się odsunąć, jednak „ktoś” wpadł na mnie z impetem, przez co wylądowałam na podłodze.- Ała! Uważaj trochę!

Wpadłam na pewien ciekawy pomysł na nowe opowiadanie, co byście powiedzieli na opowiadanie oczami... Amber?