Chciałabym podziękować dwóm wspaniałym osobą, bo chyba jako jedyne czytają tego bloga xd A chodzi oczywiście o Bellę i Dagmarę. Dziękuję Wam dziewczyny, bez Was nie miałabym dla kogo pisać <3
Szłam
tuż obok niego, wchodziliśmy coraz wyżej i wyżej. Co chwilę łapałam się na tym,
że zerkam na jego twarz. Po pokonaniu kilkudziesięciu stopni w końcu klatka
schodowa skończyła się, a my staliśmy przed starymi metalowymi drzwiami. Riley
złapał za klamkę, trochę się siłował aż drzwi stanęły otworem. Puścił mnie
przodem i przymknął za nami drzwi. Przede mną roztaczał się wspaniały widok na
miasto, widziałam nawet szkołę. Powoli podeszłam do krawędzi dachu, wysokość
była oszałamiająca. Kątem oka zobaczyłam jak podchodzi i staje obok mnie.
Ri:
I jak? Podoba ci się?
Vi:
Tak. Tutaj jest pięknie.- Uśmiechnęłam się. Od jakiegoś czasu robiłam to coraz
częściej.
Ri:
To moja ulubiona miejscówka.
Vi:
Nie dziwie się.- Spojrzałam na niego, a on na mnie. Był naprawdę przystojny.
Spuściłam wzrok, by po chwili znów wpatrywać się w horyzont. Riley usiadł, więc
postanowiłam zrobić to samo. Siedzieliśmy, nie odzywając się do siebie, patrząc
przed siebie. Podskoczyłam gdy usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS-a.
Wyciągnęłam telefon i przeczytałam:
Zbierajcie się gołąbeczki,
chyba że wolisz spóźnić się na lekcje. Mi tam nie zależy, ale nie chce cię od
razu demoralizować tak do końca. ;d
Kastiel
Vi:
Chyba musimy się zbierać.- Nie miałam ochoty iść. Czułam się tu naprawdę
świetnie.
Ri:
Na to wygląda.- Uśmiechnął się jakoś smutnie. Podniósł się i pomógł mi wstać.
Podszedł do drzwi i otworzył je jednym silnym szarpnięciem. Podeszłam do niego,
a on znienacka pocałował mnie w policzek.- Mam nadzieję, że jeszcze się
spotkamy. W razie czego…- Wyjął długopis, wziął moją dłoń i nabazgrał na niej
jakieś cyferki.- Mój numer. Możesz dzwonić kiedy tylko chcesz.- Zeszliśmy na
dół, gdzie czekał już Kastiel.
Kas:
Coś się tam zasiedzieliśmy na górze.- Kiedy mówił czuć było od niego alkohol.
Vi:
Chodźmy już.- Nadal czułam się nieswojo, po tym co się stało. Kastiel złapał
mnie za ramię i pociągnął za sobą. Ostatni raz odwróciłam się do Rileya i
posłałam mu lekki uśmiech. Kastiel szedł coraz szybciej, więc musiałam patrzeć
pod nogi. W 5 minut dotarliśmy z powrotem do szkoły. Kiedy wchodziliśmy na
dziedziniec, zadzwonił dzwonek.
Kas:
Teraz jestem już z Tobą kwita. Nie jestem tobie nic dłużny, tak? Zapomnij o
tamtym miejscu. To nie jest dla ciebie, chyba że chcesz się stoczyć, wtedy to
proszę bardzo. I jeszcze jedna sprawa. Uważaj na Rileya to straszny kobieciarz.
Vi:
I kto to mówi…
Kas:
Oddaję ci tylko koleżeńską usługę, informując cię o tym.- Zerknął na moją rękę
na której Riley napisał mi swój numer.- Pamiętaj, że masz chłopaka, mojego
kumpla. Lysander zna się z Rileyem i pewnie będzie wściekły że cię tam
zaprowadziłem. Nie mów mu ani słowa, gdzie byłaś. Zmyśl coś.- W końcu puścił
moją rękę i poszedł w stronę sali gimnastycznej. Stałam jeszcze chwilę
wpatrując się w drzwi, za którymi przed chwilą zniknął. Ocknęłam się i ruszyłam
biegiem do klasy.
Reszta
dnia minęła mi spokojnie. Nie mogłam jednak przestać myśleć o Riley’u.
Przepisałam jego numer do zeszytu, a z ręki starłam. Nauczyciele nie zwracali
na mnie uwagi, bo często zdarzało mi się wyłączać. Kiedy wyszłam na
dziedziniec, jak przez mgłę doszło do mnie, że ktoś mnie woła. Obejrzałam się
goniła mnie Rozalia. No tak, zapomniałam że jej szukałam.
Roz:
Violka! Mogłabyś łaskawie zaczekać na mnie?!- Zatrzymałam się i poczekałam aż
mnie dogoni. Kiedy była już obok mnie, ruszyłyśmy dalej ramię w ramię.- Czemu
jesteś dzisiaj taka zamyślona?
Vi:
Mam o czym myśleć.
Roz:
Wiesz… Naprawdę mi przykro że to tak wyszło… Uwierz, nie chcieliśmy…- O czym
ona w ogóle do mnie mówiła? A no tak, myśli że jestem na nią zła za to co się
stało w piwnicy. Kiedy to później spotkałam Kastiela, a on zaprowadził mnie do
tego budynku i poznałam Rileya…
Roz:
Violka! Czy mogłabyś się na chwilę skupić?
Vi:
Co? Słucham cię przecież.
Roz:
To co powiedziałam?
Vi:
Dobra, nie słuchałam. Czy mogłabyś powtórzyć?- Zrobiłam do niej maślane oczka.
Roza wywróciła oczami. Mina kota ze Shreka zawsze na nią działa.
Roz:
Najpierw mówiłam o strojach na bal haloweenowy. Później spytałam się czy
potrzebujesz pomocy w wyborze ubrań.
Vi:
Czemu miałabyś mi pomagać?
Roz:
Przypominam ci, że jesteś umówiona dzisiaj na randkę z Lysandrem.- O Boże.
Całkiem wypadło mi to z głowy.
Vi:
To nie jest randka.
Roz:
Kochana… Jesteście parą, więc każde wasze spotkanie można nazwać randką. To
jak, pomóc ci?
Vi:
Gdybyś mogła…
Roz:
Oh! Mam już w głowie gotowy strój! Oczywiście nie obędzie się bez zrobienia
porządnej fryzury!- Wtedy przestałam ją słuchać, tylko że tym razem specjalnie.
Nie obchodzi mnie jak to zrobi, ważne jakie efekty umie osiągnąć. Zauważyłam że
dziewczyny ze szkoły są straszliwie gadatliwe. Później monolog Rozalii zszedł
na niezbyt ważne tematy i mogłam się włączyć. Po jakiś 20 minutach doszliśmy do
mojego domu. Wyciągnęłam klucze i otworzyłam drzwi.
Roz:
Nie ma twoich rodziców?
Vi:
Nie. Wyjechali w jakiś sprawach służbowych.
Roz:
W jakich sprawach służbowych mogło wyjechać dwóch weterynarzy?
Vi:
Zadaję sobie to samo pytanie.- Roza skierowała się do mojego pokoju i zaczęła
przekopywać ubrania w celu znalezienia tego, które widziała w swojej wizji.
Roz:
Wyjdź z pokoju.
Vi:
Ale…
Roz:
Wyjdź. Chce zobaczyć twoją minę, kiedy zobaczysz całość.- Spojrzała na mnie z
uśmiechem i wróciła do świata ubrań. Wycofałam się i zamknęłam drzwi. Muszę jej
zaufać, nie ma innego sposobu. Zeszłam na dół i włączyłam telewizor. Skakałam
po kanałach w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Nie znalazłam niczego, co by mnie
zainteresowało. Wyłączyłam TV i wyszłam na podwórko. Podeszłam do kojca. Były
tam małe psiaki. Kundelki. Jeden czarny z brązowymi łapami i pyskiem, a drugi
cały jasnobrązowy. Otworzyłam furtkę i weszłam do nich. Kucnęłam, żeby je
pogłaskać, a one same wciskały swoje głowy w moje ręce.
Roz:
Myślałam, że nie masz zwierząt.
Vi:
Bo nie mam.
Roz:
A te to co?
Vi:
Rodzice, czasem przywożą tu zwierzęta, gdy brakuje miejsca w schronisku. A jak
tam mój strój?- Wstałam powoli. Psy kręciły mi się wokół nóg i skakały na nie.
O mało mnie nie przewróciły. Jakoś udało mi się wyjść, pozostawiając je w
środku. Pogłaskałam je jeszcze przez płot i weszłam za Rozalią do domu.
Roz:
Jest gotowy. Mam nadzieję, że ci się spodoba.- Tuż przed moim pokojem zasłoniła
mi oczy i wprowadziła tam.- Ta dam!- Zabrała ręce, a ja ujrzałam przed sobą
piękną różową sukienkę.
Vi:
Roza… Ona jest cudowna, skąd ją wytrzasnęłaś?
Roz:
Z twojej szafy, kiedyś ci ją kupiłam, gdy byliśmy razem na zakupach.-
Przebrałam się w sukienkę, a Roza założyła mi różne bransoletki, a na szyję
kolorowy naszyjnik, jednak z przewagą fioletu.- Podkreśli twoje oczy. Teraz
czas na fryzurę i makijaż. Zaprowadziła mnie do łazienki i posadziła przed
lustrem. Zaczęła grzebać w moich kosmetykach.- Kobieto! Tutaj praktycznie nic
nie ma, następnym razem biorę cię na zakup jakiś kosmetyków. Zaraz wracam!-
Pobiegła do przedpokoju i wróciła ze swoją kosmetyczką. Chyba musiała ją mieć w
szkole. Usiadła przede mną i wyciągała i używała po kolei większości kosmetyków.
Po 10 strasznie dłużących się minutach, w końcu odsunęła się i zobaczyłam
całkowicie inną osobę. Dotknęłam policzka, żeby się upewnić, że to na pewno ja.
Roz:
I jak? Podoba się?
Vi:
Roza… Jesteś niesamowita! Dziękuję!- Przytuliłam ją, a ona zrobiła to samo. Po
chwili usłyszałyśmy pukanie do drzwi.
Roz:
To pewnie twój książę w lśniącej zbroi.- Ruszyłyśmy do wyjścia. Rozalia podała
mi jeszcze czarne baleriny i otworzyła drzwi.
Lys:
Dzień do… Roza? Co ty tu robisz?
Roz:
Właśnie wychodzę, życzę miłego wieczoru. Leo w domu?
Lys:
Nigdzie się dzisiaj nie wybiera.
Roz:
Znakomicie.- Uraczyła mnie uśmiechem i wyszła, ba, wybiegła w podskokach, jak
sądzę do Leo. Podeszłam do wyjścia, gdzie mogłam zobaczyć Lysandra. Stał w
czarnym smokingu z bukietem czerwonych róż.
Lys:
Piękne kwiaty, dla pięknej dziewczyny.- Podał mi kwiaty i cmoknął w policzek. W
ten sam policzek co tylko kilka godzin temu Riley.
Vi:
Dziękuję.- Wzięłam kwiaty trochę sztucznie i poszłam poszukać wazonu. Po chwili
wróciłam gotowa do wyjścia.- Idziemy?
Lys:
Jedziemy. Leo zgodził się pożyczyć mi samochód.- Wyszłam za nim, na chwilę
zatrzymując się żeby zamknąć drzwi. Lysander otworzył mi drzwi od strony
pasażera, a kiedy wsiadłam zamknął je i usiadł za kierownicą. Ruszyliśmy pomału
drogą.
Vi:
Dokąd jedziemy?- Uśmiechnął się tajemniczo.
Lys:
To niespodzianka.
Violka w sukience xd