26 grudnia 2013

Oczami Violetty cz.18

Ten rozdział będzie świąteczny =)
Chciałabym Wam podziękować ponieważ 20 grudnia miałam 124 wyświetlenia, za które gorąco dziękuję =D
Życzę Wam wszystkim wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, radości, weny, wesołych Świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego Roku :)
Tak wiem trochę spóźnione życzenia, ale są! :D
-------------------------------
Nigdy nie sądziłam że zakocham się w człowieku, który jest przyjacielem Lysandra. W sumie dlatego, ponieważ myślałam, że tak jak ja nie ma znajomych poza szkołą. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem. Szkoła już się skończyła w tym roku. Zostały tylko dwa dni do świąt. Czas przygotowań i zakupów.
Razem z mamą oglądałam telewizję, gdy usłyszałyśmy pukanie do drzwi.
Vi: Siedź. Ja otworzę.- Uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam w stronę wejścia. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam za nimi tatę z masą pudeł.
Ta: Mogłabyś mi pomóc? Ledwo to doniosłem. Zabierz te pudła, które zostały w samochodzie.- Tak jak mnie prosił zaczęłam wnosić do domu kartony, które nie należały do najlżejszych.
Vi: Co jest w tych pudłach?
Ta: Świąteczne prezenty dla zwierząt ze schroniska, kolejne darowizny ze szkół. Dobrze że są jeszcze takie osoby, które pamiętają o tych zwierzakach.- Kiedy wszystkie kartony były już w domu, poszłam do swojego pokoju. Rozejrzałam się. Przydałoby się dodać trochę koloru. Może trochę zielonych akcesorii? Muszę jeszcze nad tym pomyśleć. Usiadłam do komputera i zalogowałam się na fejsie. Od razu dostałam wiadomość od Rozy, w której chwaliła się że spędza święta z Leo. Cieszyłam się razem z nią, ale jednocześnie zrobiło mi się smutno. To przez to, że Lys od tamtego listu nie dawał śladu życia. Nie mogę dłużej się zamartwiać. Kazał mi być dzielna i umieć radzić sobie w życiu bez niego. I to właśnie muszę zrobić. Ubrałam się i wyszłam z domu, a swoje kroki skierowałam do centrum handlowego. To najlepsze miejsce na kupno prezentów. Wchodziłam do wszystkich sklepów po kolei. Po pierwszym okrążeniu miałam już większość prezentów kupionych.
Vi: Okej... Dla Rozy mam fioletową sukienkę, która jej się podobała. Dla Tobiasa mam brązowe spodnie, a dla Alexy'ego niebieskie. Armin dostanie nową grę, a Su różową bluzkę. Kastielowi kupiłam nową kostkę do gitary, bo ostatnio narzekał że nie ma czym grać. Natanielowi przypada nowa koszula i pluszak w kształcie kota. Dla Irys i Melanii mam komplety złotych bransoletek. Został mi już tylko Terry...- Nagle poczułam że ktoś stuka mnie w ramie. Odwróciłam się i ujrzałam przed sobą Tobiasa uśmiechniętego od ucha do ucha.
To: Hej. Dzisiaj sama?
Vi: Tak. Dziwnie byłoby kupować komuś prezent, jeśli ktoś się koło ciebie kręci.
To: Ja już tobie kupiłem. A ty mi już kupiłaś? Jeśli tak to możemy się razem trochę pokręcić.
Vi: Kupiłam. Także chodźmy.- Połaziliśmy trochę, w efekcie czego obeszłam wszystkie sklepy drugi raz tym razem nic nie kupując. W tym tempie nigdy nie kupie mu prezentu.- Komu jeszcze musisz kupić prezent?
To: Alexy... Znam go doskonale, a mimo to nie mam pojęcia co kupić!
Vi: Mam to samo... Muszę kupić coś Pająkowi, a pomysłów brak.
To: Może zrobić tak jak Tomek w Rodzince.pl? Kiedy zapomniał kupić prezentu dla Magdy na walentynki. Czekaj jak to szło... To prawda że nic tu nie ma... Ponieważ żaden przedmiot nie oddałby moich uczuć do ciebie.- Zaśmialiśmy się. To zawsze wywołuje u mnie uśmiech. Jednak nie wykorzystaliśmy pomysłu i szukaliśmy dalej. Po trzecim moim już okrążeniu mieliśmy zakupiony prezent dla Alexy'ego. Męskie perfumy, zielony szalik i rękawiczki tego samego koloru.
To: Chciałbym pomóc ci w poszukiwaniach, jednak mama wzywa do lepienia pierogów.
Vi: Mogę cię puścić, ale pod warunkiem że poczęstujesz mnie później tymi pierogami.
To: Zgoda! Zrobię moje ulubione czyli ruskie. Na pewno ci zasmakują.- Pożegnaliśmy się przytulasem i Tobias poszedł w swoją stronę, a ja znów zostałam sama. Nie miałam ochoty czwarty raz oglądać tego samego. Zamknęłam oczy i ruszyłam przed siebie. Stanęłam gdy poczułam pod rękami materiał. Otworzyłam oczy i zobaczyłam czarną bluzę z kapturem w szare pionowe pasy. Uśmiechnęłam się tylko, wybrałam odpowiedni rozmiar i ruszyłam do kasy. Przy kasach zauważyłam stoisko z czapkami. Wybrałam szarą i dołączyłam ją do zakupów. Po zapłaceniu wyszłam ze sklepu i skierowałam się do sklepu papierniczego. Wzięłam z półki szary notatnik z czerwonym krwawiącym sercem na okładce oraz wieczne pióro. Szybko zapłaciłam i ruszyłam w drogę powrotną do domu. To był dobry dzień.
Następny dzień spędziłam w pokoju na pakowaniu prezentów i czytaniu książki. Trochę dziwiłam się, że mam nie zaciąga mnie do przyrządzania potraw, lecz było mi to na rękę. Kiedy wieczorem wynurzyłam się z mojej pieczary usłyszałam gorączkowe szepty rodziców w salonie. Podkradłam się cicho i przyłożyłam ucho do drzwi aby lepiej słyszeć.
Ta: Musimy jej powiedzieć. I to dzisiaj.
Ma: Boję się jak zareaguje. To przecież szok dla niej. Może jeszcze to odwołajmy...
Ta: Kochanie, ona ma 17 lat, na pewno sobie poradzi.-  Chwilę walczyłam ze sobą, ale moja ciekawość zwyciężyła. Otworzyłam drzwi i weszłam do salonu. Zachowywałam się, jakbym nic nie słyszała.
Ma: Słonko... Musimy ci o czymś powiedzieć.
Vi: Co się stało?
Ta: My... Nie będziemy mogli razem spędzić świąt. Musimy wyjechać...
Vi: Ale czemu?! Czemu, choć raz nie możemy spędzić świąt normalnie, jak normalna rodzina?! Wy zawsze gdzieś wyjeżdżacie, rzadko kiedy jesteście w domu, nawet nie zastanawiacie się jak ja się czuję! Święta zawsze były odmianą od tego, a teraz się dowiaduje, że Boże Narodzenie też chcecie mi zniszczyć?!- Czułam w oczach łzy. Nie czekając na ich reakcję biegiem wróciłam do swojego pokoju, zamykając drzwi na klucz. Nie chciałam słuchać ich żałosnych tłumaczeń, jacy to oni biedni, że nie chcą wyjeżdżać. Jasne. Tylko marzą o jakiejś okazji aby wyrwać się z domu, ode mnie... Słyszałam jak ktoś puka do moich drzwi. Nakryłam głowę poduszką, aby zagłuszyć te dźwięki. Ze łzami w oczach zasnęłam. Rano obudził mnie zapach jajecznicy. Próbuje mnie przekupić. Nie dam się na to nabrać. Poczekałam jakieś 5 minut, ale nic nie słyszałam, więc postanowiłam wynurzyć się z pokoju. Otworzyłam drzwi i wyjrzałam na korytarz. Nikogo nie ujrzałam. Przede mną stał stolik, a na nim tacka z jajecznicą, szklanką soku i karteczką. Wzięłam tacę do pokoju i usiadłam przy biurku. Zjadłam szybko i kręciłam kartką w dłoni. Przeczytać czy nie? Nie mam ochoty, ale ciekawe co wymyślili. List pisany był ręką mamy. Odetchnęłam głęboko i zaczęłam czytać.

Przepraszam cię, skarbie, że tak to wyszło. Powinniśmy ci powiedzieć wcześniej, może wtedy zabralibyśmy cię ze sobą albo przynajmniej poszłabyś do kogoś... Chciałam ci to wynagrodzić. Śniadanie to pierwsza niespodzianka. Drugą znajdziesz pod choinką, ale otwórz ją dopiero rano. Mam nadzieję że Ci się spodoba... Jeszcze raz przepraszam. Nie tak miało być.
Mama.
Śniadanie nawet smaczne. Zeszłam na dół i zobaczyłam ubraną choinkę, a pod nią dwie paczuszki. Zastanowiłam się chwilę, a po chwili położyłam obok nich 11 paczek dla moich znajomych. Ruszyłam do kuchni, aby umyć naczynia. Wszędzie były karteczki ze strzałkami skierowane na lodówkę. Podeszłam do niej niepewnie i otworzyłam ją. Jak bardzo się zdziwiłam, kiedy zobaczyłam świąteczne dania. Zamknęłam oczy, policzyłam do 10 i znów je otworzyłam. Jedzenie nadal tam było. Zamknęłam lodówkę, umyłam naczynia po śniadaniu, a po tym wróciłam na górę. Jako że wcześniej byłam w piżamie, zaczęłam wybierać jakieś ubrania. Z szafy wyjęłam sukienkę na górze w niebiesko-czarne pasy, a na dole czarną. Na to założyłam czarną marynarkę, a na nogi beżowe botki. (Mój własny strój na Wigilię xD) Tak ubrana wyszłam z domu i skierowałam się do parku. Kiedy byłam już na miejscu poczułam coś zimnego na skórze. Spojrzałam na niebo i uśmiechnęłam się. Zaczął padać pierwszy śnieg. Wyciągnęłam język i łapałam płatki śniegu. Zaczęłam się śmiać, biegać i skakać. Rozpierała mnie niesamowita energia, którą musiałam rozładować. Po jakiejś godzinie wróciłam cała zziajana do domu. Przez resztę dnia siedziałam oglądając telewizję. Około godziny 17 wyłączyłam telewizor i podeszłam do okna. Szukałam pierwszej gwiazdki. Nagle sobie o czymś przypomniałam i pobiegłam na górę po mikołajową czapkę, którą dostałam na mikołajki. Wróciłam szybko do szukania gwiazdy. Nagle ujrzałam na niebie mały, jaśniejący punkt. Poszłam do salonu, gdzie już wcześniej ustawiłam na stole dania, które znalazłam w lodówce. Pilotem włączyłam płytę z kolędami i zaczęłam śpiewać razem z Rynkowskim. Kiedy skończyliśmy pierwszą kolędę, zatrzymałam i wyjęłam z szafki opłatek.
Vi: Violetto. Życzę ci wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia w życiu i miłości. Żebyś kolejne święta spędziła w gronie najbliższych, a przynajmniej wśród przyjaciół. Dobrych ocen w szkole i żebyś dostała się do szkoły plastycznej, bo wiem że o tym marzysz. Wierzę w ciebie, choć może być trudno. Jesteś najlepsza.- Przełamałam opłatek na pół i zjadłam oba kawałki. Kiedy siadałam do stołu usłyszałam pukanie do drzwi. Spojrzałam zdziwiona w tamtą stronę i niepewnie poszłam otworzyć niespodziewanemu gościu. Odetchnęłam i otworzyłam drzwi. Przede mną stało 7 uśmiechniętych twarzy.
Wszy: Niespodzianka!!!- Wśród nich rozpoznałam Pająka, Tobiasa, Alexy'ego, Armina, Rozę, Leo i Su. Wszyscy rzucili mi się na szyję i uściskali.
Vi: Co... Co wy tu robicie?- Patrzyłam na nich zaskoczona, kiedy wpakowali mi się do domu.
To: Zawiadomiła nas twoja mama. Powiedziała, że wyjeżdżają, więc poprosiła mnie, abym zawiadomił resztę i przyszedł do ciebie.
Vi: Dz... Dziękuję Wam. To wiele dla mnie znaczy.- Poczułam jak po moich policzkach płyną łzy szczęścia.
Roz: Dobra chłopaki! Wątpię, zęby Viola przygotowała nakrycia dla 7 gości, więc do roboty. Sami musimy się urządzić.- Uścisnęliśmy się i ruszyła do kuchni, a chłopaki i Su za nią. Został ze mną tylko Terry. Zamknął drzwi i odwrócił się do mnie.
Ter: Nie jesteś zła, że tak wtargnęliśmy do twojego domu?
Vi: Mam być zła? Za co? Że mam najwspanialszych przyjaciół pod słońcem?- Uśmiechnęłam się i przytuliłam chłopaka.
Ter: I?
Vi: I najwspanialszego chłopaka o jakim mogłam pomarzyć.
Ter: Dobra odpowiedź.- Nasze usta musnęły się. Wtedy do przedpokoju wparowała Su.
Su: Hej! Wszyscy są już gotowi! Czas na opłaatek!- Powiedziała z radosnym głosem i wróciła do salonu.
Vi: Kto ją zaprosił?
Ter: Nie mam pojęcia.- Uśmiechnęliśmy się do siebie i obejmując się weszliśmy do salonu. Wszyscy zajęli już miejsca. Ja miałam miejsce na szczycie stołu. Po mojej pawicy zostało miejsce dla Pająka, a po lewicy siedziała Roza, a obok niej Leo. Reszta jeszcze nie zajęła konkretnych miejsc. Wyjęłam ponownie opłatek i rozdałam wszystkim. Zrobił się harmider, bo wszyscy wszystkim chcieli składać życzenia. Po kilku minutach zamieszania, zajęliśmy miejsca przy stole. Kolacja trwała 2 godziny, albo nawet dłużej. Razem z Rozą i Su zajęłyśmy się sprzątaniem, a w tym czasie chłopacy zajęli miejsca przed telewizorem. Kiedy się uwinęliśmy chcieliśmy gdzieś usiąść, ale nie było już gdzie. Rozalia zajęła miejsce na kolanach Leo, Su usiadła na Arminie, a ja na Terry'm. Od razu przejęłam pilot i włączyłam na Kevina. Usłyszałam protesty i chciano zabrać mi pilota, jednak uciszyłam ich dość szybko ze słowami:
Vi: Tradycji musi być za dość. Bo co to za Gwiazdka bez Kevina. (Macie nawet piosenkę o tym :D ---> http://www.youtube.com/watch?v=vIXgnSMO1kI)
Protesty szybko ucichły i razem śmialiśmy się z tych scen, z których śmiejemy się co roku. Po filmie wszystkim zachciało się spać. Chłopaków zostawiliśmy w salonie, a same poszłyśmy do mojego pokoju, gdzie przegadałyśmy jeszcze kilka godzin. Rano obudziło mnie pukanie do drzwi, a po chwili usłyszałam wołanie Tobiasa.
To: Hej dziewczyny! Mogę wejść?
Vi: Wchodź śmiało.- Otworzył drzwi i wszedł powoli do środka i uśmiechnął się złośliwie.- Co...?- Nagle do pokoju wpadli chłopacy ze szklankami z wodą. Roza i Su, które zostały obudzone przez oblacie zaczęły piszczeć. Ja śmiałam się i piszczałam jednocześnie. Próbowałam uciec z pokoju, ale złapali mnie w drzwiach i wylali całą szklankę na głowę.
Vi: No ej! To nie jest lany poniedziałek!- Wyrwałam Arminowi szklankę do połowy pełną i zaczęłam odwet. Kiedy wszystkim skończyła się woda pokój i my byliśmy cali mokrzy.- Wy zaczęliście, więc wy będziecie sprzątać!- Przyniosłam im ścierki i szmatki aby wytarli całą wodę, a my w tym czasie zajęliśmy łazienki.
Ter: Gotowe już tam? Czas na prezenty!!!
--------------------
Mam nadzieję, że się Wam spodobał ten rozdział :D
Pisałam go zmęczona, więc z góry przepraszam za wszelkie błędy.
Niedługo kolejna część świąteczna ;)
Pytanie: Czy prezentów starczy dla wszystkich? Czy są jakieś dodatkowe?
Jeśli chcecie to mogę dodać moje zdjęcie w tej sukience c:
Życzę Szczęśliwego Nowego Roku! =D

19 grudnia 2013

Oczami Violetty cz.17

Piszę , piszę bo chce jeszcze zrobić świąteczny rozdział xD A jesteśmy dopiero na imprezie adwentowej ;_;  Cóż, nie mam w sumie co więcej napisać, więc zaczynamy :D
-------------
Została mi niecała godzina, więc musiałam się sprężać. Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Z suszarką przy włosach kręciłam się po całej łazience w poszukiwaniu kosmetyków. Kiedy włosy były moim zdaniem wystarczająco suche wzięłam się za ich układanie. Uczesałam się klasycznie czyli dwa cienkie warkoczyki połączone z tyłu, reszta włosów rozpuszczona. Przeszłam do kolejnego etapu czyli do makijażu. Wykonałam chyba jeden z najprostszych i najszybszych makijaży, czyli podkład, puder, szminka, tusz, kreska i różowy cień. Wyszłam z łazienki i założyłam przygotowaną wcześniej sukienkę. Do tego wzięłam srebrny naszyjnik z sercem i również srebrny komplet bransoletek. Na nogi trafiły moje ulubione białe szpilki, które zakładałam tylko na szczególne okazje. Ledwo usiadłam, aby trochę odsapnąć, usłyszałam pukanie. Zabrałam jeszcze torebkę i zeszłam na dół. Odetchnęłam głęboko i otworzyłam drzwi z bananem na ustach. Tak jak sądziłam w drzwiach stał Terry, który nie wyglądał jak on. Dlaczego? Brakowało jego czapki i koszuli w kratę. Ubrany był za to w czarny garnitur z dopasowanymi do niego spodniami. Włosy były na tyle ułożone, że nie wyglądał jakby zderzył się z ciężarówką. W dłoni natomiast trzymał bukiet czerwonych róż. Odwzajemni uśmiech i wysunął rękę z kwiatami.
Ter: Dla ciebie.
Vi: Och. Dziękuję.- Wzięłam kwiaty i poszłam szukać jakiegoś wazonu. Wybrałam szary, wysoki wazon z cienką szyjką. Nalałam do niego wody, włożyłam kwiaty i postawiłam na stole. Wróciłam szybko do Pająka.
Ter: Wyglądasz cudnie.- Ruszyliśmy ramię w ramię do samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera, a Terry zajął pozycję kierowcy. Jechaliśmy w ciszy przez jakieś 10 minut. Co chwila zerkałam na Terry'ego nie mogąc przyzwyczaić się do jego nowego wyglądu. Dojechaliśmy na miejsce i wysiedliśmy. Już z daleka zobaczyła nas Rozalia. Pomachała do nas i podeszła szybko do nas, ciągnąć za sobą Leo. Zmierzyła nas szybko od stóp do głów.
Roz: Violka! Wyglądasz cudnie w tej sukience! Terry! A ty co się tak odstawiłeś? Pierwszy raz w garniaku? Widać że strasznie się denerwujesz!- Podeszła do nas i siłą zbliżyła do siebie nawzajem.- Dobra! Idziemy do środka, chyba już wystarczająco się spóźniliśmy!- Ruszyła przodem, a my szliśmy za nią krok w krok. Kiedy tylko weszliśmy na salę, od razu odciągnęłam Pająka jak najdalej od niej.
Ter: Ej! Co się dzieje?
Vi: Na razie musimy unikać Rozy.- Rozejrzałam się szybko, a kiedy spojrzałam na Terry'ego wyglądał na rozbawionego.- Co cię tak śmieszy?
Ter: Zachowujesz się tak, jakby chciała cię co najmniej zabić. Co może być tak strasznego?
Vi: Jeśli raz wszedłeś z Rozalią na parkiet, zapomnij o chwili wytchnienia. Będziesz musiał pozostać tam to końca.
Ter: Ok... Rozumiem powagę sytuacji. Lepiej się gdzieś schowajmy.- Podeszliśmy do stolika przy którym siedziała Melania, a wokół niej stały różne kubeczki z napojami, chipsy, paluszki i itp.
Mel: Hej! Podać wam coś?- Uśmiechnęła się do nas, jednak w jej spojrzeniu było coś dziwnego. Nie dociekałam, tylko odwzajemniłam uśmiech.
Vi: Hej. Nie dzięki, może później. Poznaj proszę to Terry. Terry to Melania.
Ter: Miło mi poznać.- Uścisnęli sobie dłoń.
Vi: Melanio, widziałaś może gdzieś Nataniela?
Mel: Nie... Nie mógł dzisiaj przyjść, ze względu na Amber... Nie wiem dokładnie o co chodzi, ale...
Vi: No dobrze. Dzięki za pomoc, na pewno jeszcze tu wpadniemy.- Ruszyłam na drugi koniec sali w poszukiwaniu wolnych krzeseł. Oczywiście Pająk kroczył za mną krok w krok. Nagle z dala ujrzałam blond fryzurę, a po chwili rozpoznałam w niej Nataniela. Dziwne... Usiedliśmy na ostatnich wolnych już miejscach. Mogłam wreszcie spokojnie obejrzeć wystrój sali. Zazwyczaj to ja się tym zajmowałam, ale w tym roku dziewczyny mnie wyręczyły. Tuż przy suficie były porozwieszane różne wstęgi, balony i wstążeczki. Na środku wisiała wielka kula dyskotekowa. Na prawo od wejścia znajdowało się stoisko Melanii, a po lewej ławki. Naprzeciwko drzwi znajdowała się scena, a obok niej przejście do szatni.
Ter: Po co ta scena? Będzie ktoś występował?
Vi: Zazwyczaj występował zespół Lysandra... No ale że... Jego nie ma... Odbędzie się tam tylko rozdanie nagród.
Ter: Nagród? Za co?
Vi: Najlepszy strój, najlepszy taniec, najlepszy pomysł na wróżbę, król i królowa balu.- Wyliczałam wszystko, co przyszło mi na myśl.- A właśnie! Za niedługo powinny zacząć się wróżby!
Ter: Co? Jakie wróżby?- Pierwszy raz jesteś na imprezie andrzejkowej, czy jak?
Vi: Eh... Po 1,5 godzinie zabawy, zbieramy się wszyscy w swoich klasach i wróżymy sobie, a później znów wracamy do zabawy. Każdy może przynieść własną wróżbę, oczywiście najlepiej jakby była oryginalna.- W tej właśnie chwili ściszono muzykę, a na scenę wyszła dyrektorka.
Dyr: Proszę wszystkich, aby udali się ze swoimi parami do klas. Natychmiast!- Wyłączono całkowicie muzykę, a wszyscy ruszyli w stronę szkoły. Nagle Terry złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę ogrodu.
Vi: Hej, co robisz? Czemu nie idziemy z resztą?- Nic nie powiedział, tylko mocniej ścisnął mi rękę. Nagle przystanął jakby zastanawiał się co dalej robić. Zaciągnęłam go więc w swoje ulubione miejsce, tuż przy ścianie budynku. Usiadłam na ławeczce, a Pająk obok mnie, wciąż nie puszczając mojej ręki. Siedzieliśmy tak dobre 10 minut, słuchając dźwięków dochodzących ze szkoły. Nagle Terry pochylił się, złapał moją twarz w dłonie i pocałował mnie. To było dla mnie całkowite zaskoczenia, ale bardzo przyjemne, które bardzo szybko się skończyło. Popatrzył na mnie pół smutnymi, pół wesołymi oczyma.
Ter: Musiałem to zrobić. Chociaż raz.- Jeszcze raz ścisnął mi rękę i wybiegł z ogrodu. Patrzyłam za nim jednak nie wykonałam żadnego ruchu. Mimo że dawno zniknął mi z oczu, wpatrywałam się w punkt gdzie widziałam go po raz ostatni. W takim samym stanie znalazła mnie Rozalia.
Roz: Hej? Viola? Co się stało?
Vi: O... On... On mnie...
Roz: No co?
Vi: Pocałował.- Roza wyglądała na uradowaną.
Roz: Naprawdę? To przecież cudownie! Prawda? Halo, Violka! Gdzie on jest? Wyznał ci miłość?
Vi: Idę do domu.- Ruszyłam w stronę wyjścia, gdy zobaczyłam na ziemi malutką karteczkę. Podniosłam ją i rozwinęłam. Od razu rozpoznałam pismo Lysandra.
Roz: Odprowadzić cię?
Vi: Dam sobie radę. Muszę jeszcze po drodze coś załatwić.
Roz: Jesteś pewna, że chcesz iść sama?- Miło że się o mnie troszczy, ale chce mieć spokój. Przynajmniej teraz.
Vi: Tak. Przecież nic mi się nie stanie.- Uśmiechnęłam się blado i poszłam w stronę domu. Na szczęście udało mi się przejść niezauważona przez nikogo. Kiedy doszłam na miejsce zauważyłam że rodziców znów nie ma w domu. Ostatnio dzieje się to coraz częściej. Weszłam do środka, zrobiłam sobie herbatkę i poszłam do pokoju. Otworzyłam list, ale nie przeczytałam go. To nie do mnie. Przecież to do Pająka, nie mogę tego czytać.
???: Właśnie tak się zastanawiałem, gdzie on się podział.- Odwróciłam się i widziałam, mojego dawnego, uśmiechniętego Pająka. Rzuciłam mu się na szyję i wtuliłam się w niego.
Vi: Nigdy więcej tego nie rób.
Ter: Ale chodzi ci o pocałunek czy ucieczkę? Bo jeśli o pocałunek, to prze...- Nie dałam mu dokończyć, całując go w usta.
Vi: Ucieczka. Nigdy więcej nie uciekaj ode mnie.- Nasze usta znów złączył pocałunek. To było takie... fantastyczne. Później rozmawialiśmy na błahe tematy, wciąż wpatrując się w nawzajem w oczy. To był wspaniały dzień. Nie korci mnie aby przeczytać to co Lysander napisał Terry'emu. Wiem, ze jeśli będzie chciał to sam mi powie. Poczekam cierpliwie.
----------------------------------------
Bam, bam, bam. W końcu skończyłam =D Nie wiem czy jest dobry czy zły, trudno to ocenić, gdy pisze się kilka zdań na dzień xd
Przepraszam z góry za wszelkie możliwe błędy, które mogły się trafić.
Mam dla was zagadkę. Użyłam w tekście cytatu z filmu: "Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia". Pytanie. Gdzie znajduje się ten cytat? Dla tego kto pierwszy to odgadnie wymyślę jakąś niespodziankę :D
Od razu was powiadamiam że w życiu Violetty w grudniu nic się działo i przeskakujemy do kilku dni przed świętami ;]
Tak, tak, zdjęcia wstawię niedługo ;d

8 grudnia 2013

Oczami Violetty cz.16

Dobra, czyli tak jak pisałam w ostatnim poście, wracamy już do Violetty ;3 Pamiętacie jeszcze, jak skończyła się 14 część? Mam nadzieję, bo zaczyna od tego momentu ;p
~~~*~~~ ten znaczek oznacza że pomijamy kilka dni, w których nie dzieje się nic ciekawego.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Vi: T... Terry? Co ty tu robisz?- Patrzyłam szeroko otwartymi oczami na chłopaka, który stał zawstydzony w progu, w każdej chwili gotowy do ucieczki.- Jak udało ci się tu wejść?
Ter: Może usiądźmy?- Usiedliśmy przy kuchennym stole. Nie zauważyłam że ściskam szklankę, póki Terry nie wyjął mi jej z rąk.- Na początku przepraszam że włamałem ci się do domu, ale nie otwierałaś, a Lysander kazał mi porozmawiać z tobą za wszelką cenę. Myślałem że coś ci się stało...
Vi: Stop. Przysłał cię Lysander? Czemu sam tu nie przyjechał? Zresztą skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?- Odetchnął głęboko. Czyli chce przygotować się do opowiedzenia o co chodzi albo przeciągać jak najdłużej żeby się z tego wymigać.
Ter: Po kolei. Na początku spróbuj się uspokoić.- Poczekał kilka sekund i kontynuował.- Tak, przysłał mnie tu Lysander. Ta dziewczyna, którą spotkałaś w restauracji to była dziewczyna Lysandra, Jem. Każde słowo które usłyszałaś od niej było kłamstwem. Zapamiętaj to. Byli bardzo szczęśliwi do czasu kiedy wyjechała. Dokąd spytasz? Do psychiatryka. A mieli przeprowadzić się całą rodziną do innego miasta. Dzień przed wyjazdem ktoś wkradł się do jej domu i zabił jej rodziców. Kiedy przyjechała policja, znalazła ją jak przytulała brata. Zabrali go do sierocińca, a ją zamknęli, myśląc że w ten sposób jej pomogą.- Prychnął z pogardą.- Wszyscy ją lubiliśmy. Nikt się nie zdziwił kiedy nie zobaczyliśmy jej następnego dnia. Dopiero później się dowiedzieliśmy. Kiedy wróciła przyszła i mówiła że to Lysander zabił jej rodziców, wtedy on przyszedł, a ona rozpłakała się na oczach wszystkich. Większość jej uwierzyła, ale ja zawsze stałem po stronie Lysandra. Okazało się że zabójca był bardzo do niego podobny. Z tego co zrozumiałem to Jem ma rozdwojenie jaźni. Jako że była w izolatce w głowie stworzyła sobie przyjaciółkę... Która nienawidzi Lysandra.
Vi: Skąd ty to wszystko wiesz?
Ter: Jakieś 20 minut temu dzwonił do mnie Lysander, prosząc abym przyjechał do ciebie wyjaśnił i... Przeprosił w jego imieniu. Podał mi adres i pokrótce opowiedział co się stało. Obiecał Jem że pomoże znaleźć jej zabójcę. Boję się o niego. Nie wiem co może mu wpaść do głowy, a kiedy spytałem gdzie jest i co chce zrobić zwyczajnie rozłączył się. Tak po prostu. Postanowiłem więc spełnić chociaż tę prośbę.
Vi: Okej... Chyba mniej więcej zaczynam rozumieć co się stało... A teraz wróćmy do tego, jak wszedłeś do mojego domu?!
Ter: Cóż... Na początku pukałem i dzwoniłem do drzwi, ale nikt nie otwierał. Obszedłem dom i zauważyłem że na piętrze pali się światło, co oznaczało w 50% że jesteś w domu. Postanowiłem zaryzykować spotkania z twoimi rodzicami i zacząłem sprawdzać okna. Nawet nie wiesz jak się zdziwiłem kiedy zobaczyłem że jedno z nich jest uchylone. Otworzyłem je szerzej i wszedłem do środka. Wtedy usłyszałem kroki na schodach. Zaciągnąłem mocniej kaptur i mało brakowało żebym nie wybuchnął śmiechem. Pierwszy raz wkradłem się do mieszkania i byłem rozemocjonowany. Zapaliłaś światło w pomieszczeniu obok i kiedy zobaczyłem że to ty pojawiłem się. Oto cała moja historia z wkradaniem się.- Wcale go nie słuchałam. Myślami byłam daleko, znów w restauracji na chłodno przemyśleć to, co powiedziała Jem. Teraz rozumiem czemu chciała się mnie pozbyć. Chciała być z nim sam na sam.
Vi: Dziękuję, że przyszedłeś. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Ter: Od czego ma się kumpli.- Uśmiechnął się szeroko. Dopiero teraz zwróciłam uwagę że chłopak nie mógł długo pozostać w jednej pozycji. Co chwila siedział inaczej, dodatkowo podrygując nogą i głową do tylko sobie znanemu rytmowi.
Vi: Jeśli czegoś dowiesz się o Lysandrze, powiadom mnie, dobrze?
Ter: Jasne.- Wyciągnął rękę, a ja napisałam na niej swój numer.- Wiesz... Mogę wyjść drzwiami?- Uśmiechnęłam się delikatnie, prawie niezauważalnie.
Vi: Oczywiście. Jeszcze mi kwiatki poniszczysz w ogrodzie.
Ter: Bardziej boisz się o kwiaty niż o moje zdrowie?- Patrzył na mnie ze zdziwieniem, jednak jego oczy śmiały się.
Vi: Hm... Tak.- Oboje wybuchliśmy śmiechem, chociaż żadnemu z nas nie było do śmiechu. Odprowadziłam go do wyjścia, gdzie zrobiliśmy misia, a później on poszedł w siną dal. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Przymknęłam oczy i zjechałam na ziemie. Podciągnęłam nogi i skuliłam się. Jak byłam mała często tak robiłam, kiedy czegoś się bałam lub nie rozumiałam. Odetchnęłam głęboko i spróbowałam zebrać myśli. Kiedy się obudziłam, zauważyłam że leżę w swoim łóżku, a zegarek wskazuje 7:30. Czyli że jednak nie uda mi się zaspać do szkoły. Wstałam, uszykowałam się szybko i zeszłam do kuchni zjeść śniadanie. Przy stole siedzieli rodzice. Rzuciłam szybkie cześć i zatopiłam zęby w toście. Patrzyli na mnie, chociaż bardzo ich korciło nie zadawali pytań. Dzięki im za to.
~~~*~~~
Nie poszłam na imprezę halloweenową. Czemu? Jak mogłam się bawić kiedy nie wiem co się dzieje z Lysandrem?! Nie ma go. Nigdzie. Na następny dzień zadzwonił do Leo, powiedział mu tylko żeby się nie martwił i ie dzwonił na policje. Minął tydzień od tamtego wieczoru, a on nie daje śladu życia. Oczywiście Leo zgłosił zaginięcie, ale nie mogą go znaleźć. Roza próbuje udawać że nie przejmuje się tym bardzo, ale wiem że był... JEST dla niej jak brat. A ja się boję o niego. Często rozmawiam z Terrym, nawet dobrze mi się z nim rozmawia. Dzisiaj nie byłam w szkole. To znaczy wyszłam, ale przemknął ktoś przede mną z białymi włosami. Pobiegłam za nim, ale to nie był Lysander. Wróciłam do domu i zamknęłam się w pokoju. To za dużo dla mnie.
~~~*~~~
Minął miesiąc. Ciągle ani śladu Lysandra, choć policja nie przestaje szukać. Jutro andrzejki, na które Rozalia chce zabrać mnie chodźmy musiała użyć siły. Nie wiem co jej tak zależy. Już nie gonię każdej osoby, która w choćby najmniejszym stopniu przypomniała go. Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek telefonu.
Vi: Halo?
Roz: Hej Violka! Mogę wpaść do ciebie wybrać dla ciebie strój na jutro?
Vi: Jeśli chcesz...
Roz: Świetnie! Będę za 10 minut!- Rozłączyłam się i zamknęłam oczy. Zostało mi już tylko kilka minut spokoju. Przypomniałam sobie jak Lysander przyszedł pomóc mi wybrać strój, chociaż prosiłam o to Rozalię. Usłyszałam pukanie do drzwi, było jeszcze za wcześnie żeby to była Roza. Podeszłam do drzwi, odetchnęłam głęboko i otworzyłam je. Za nimi stał Terry. Nie powiem, miałam nadzieję że to będzie Lysander. Pająk wyglądał jakby biegł przez całą drogę.
Vi: Coś się stało?
Ter: Był u mnie Lysander, znaczy to był chyba on. Zostawił list i tą paczkę. Dla ciebie.- Dopiero teraz zauważyłam że trzymał paczuszkę w dłoni.
Vi: Widziałeś go?- Pokręcił głową.
Ter: Od razu przybiegłem do ciebie. Otworzysz?
Vi: Tak... Wejdź. Zaraz powinna przyjść Rozalia, czekamy na nią?- Uśmiechnął się.
Ter: Możemy. Ja i tak nie mam nic do gadania ten list jest do ciebie.
Vi: A ty jakiś dostałeś?
Ter: Dostałem.
Vi: A mogę się dowiedzieć co w nim było, oczywiście nie chce się narzucać...- Jego uśmiech zmienił się na bardziej tajemniczy.
Ter: Dowiesz się w swoim czasie.- Znów usłyszałam pukanie do drzwi.
Vi: Poczekaj chwilę, to na pewno Rozalia.- Uśmiechnęłam się i zostawiłam chłopaka w swoim pokoju. Wpuściłam przyjaciółkę i zaprowadziłam do pokoju.
Roz: Siema Pająk! Viola, czemu mi nie powiedziałaś że masz gościa? Mogłyśmy to przecież przełożyć.
Ter: Dopiero co przyszedłem. Lysander zostawił u mnie list i tą paczuszkę dla Violetty.
Roz: Otwierałaś już?
Vi: Nie. Postanowiłam że otworzę przy was.
Roz: No to na co czekasz?! Otwieraj!- Rozalia praktycznie gotowała się z niecierpliwości. Odetchnęłam głęboko i otworzyłam kopertę. Zaczęłam czytać na głos.

Droga Violetto! Przepraszam że tak długo nie dawałem śladu życia. Czuję się dobrze i nie musisz się o mnie martwić. Postanowiłem pomóc Jem znaleźć prawdziwego zabójcę jej rodziców. Jesteśmy prawie u celu, ponieważ łatwo znaleźć osobę o takich charakterystycznych oczach. Okazało się że należy do mafii, chodziło o stare sprawy. Niestety nie mogę się z Tobą spotkać, nie chce żeby coś ci się stało. Proszę tylko o jedno. Jeśli cokolwiek by mi się stało i nie odzywałbym się przez kolejny miesiąc... Zapomnij o mnie. Zapomnij wszystko co jest związane ze mną, wyrzuć te wspomnienia, bo możesz przez nie tylko cierpieć. Mi również nie jest łatwo, naprawdę mało brakuje żebym leciał do ciebie na złamanie karku. W paczce jest prezent dla ciebie, mam nadzieję że nie ostatni. Załóż ją na jutrzejszą imprezę. Idź i baw się jak nigdy dotąd. Dziękuję że mogłem spędzić z Tobą te miłe chwile i chociaż nasze ostatnie spotkanie nie należało do najlepszych, mam nadzieję że mi wybaczysz że tak wyglądało. Jeszcze raz przepraszam że tak szybko zniknąłem. Kocham Cię i nigdy nie zapomnę. Mam nadzieję że jeszcze się spotkamy. Twój Lysander.

Po moich policzkach płynęły łzy. Roza przez słowa usiadła bliżej i przytuliła mnie. Spojrzałam nad jej ramieniem prosto w oczy Pająka. Patrzył na mnie smutnymi oczami. Po czym poddał mi paczkę.
Ter: Otwórz. Zobaczmy co ci sprezentował.- Chwyciłam paczuszkę i delikatnie ją otworzyłam. Z środka wyjęłam zwinięty kawałek materiału. Rozwinęłam go powoli. Trzymałam w dłoni pudrową sukienkę przez ramiączek z czarną kokardką w pasie.
Roz: Jest... Piękna.- Uśmiechnęłam się.
Vi: Masz rację. Jest cudowna.
Roz: Czyli nie potrzebujesz pomocy w wyborze stroju.- Otworzyłam okno i krzyknęła na cały głos.- Cudna sukienka! Violka bardzo dziękuje ci za nią!!!
Vi: Roza! Co ty robisz?
Roz: Na pewno gdzieś się kręci. Może akurat usłyszał? No cóż, to ja się będę zwijać. Leo prosił mnie o spotkanie, a nie mam pojęcia o co mu chodzi.- Przytuliła mnie szybko, pomachała Pająkowi i wyszła w podskokach z domu.
Vi: Przymierzyć?
Ter: Jasne.- Chwilę siedział w miejscu, aż w końcu zrozumiał i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Szybko przebrałam się i spojrzałam w lustro. Przydałyby się kolczyki, szkoda tylko że nie mam przebitych uszu.
Vi: Terry! Możesz już wejść.- Drzwi otworzyły się i stał w nich Pająk z niewinnym uśmiechem. Kiedy przyjrzał mi się dokładniej uśmiechnął się szeroko.
Ter: Wyglądasz pięknie.- Podszedł i przytulił mnie. Nadal nie przyzwyczaiłam się do takiej śmiałości.- Violetto...
Vi: Tak?
Ter: Czy... Czy chciałabyś pójść ze mną na tą imprezę?- Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Jednak jego twarz nie mówiła żeby żartował. Uśmiechnęłam się delikatnie.
Vi: Oczywiście.- Jego oczy znów się rozpromieniły i przytulił mnie jeszcze mocniej.- Rozumiem że się cieszysz, ale to nie znaczy że masz mnie udusić.
Ter: Oh, przepraszam.- Zaśmialiśmy się i zaczęliśmy rozmawiać o mało istotnych sprawach, po jakiejś godzinie Terry spojrzał na zegarek.- Przykro mi, ale muszę się już zbierać.
Vi: To co? Widzimy się jutro?
Ter: Jasne. Wpadnę po ciebie o 16.- Pocałował mnie w policzek i wyszedł z mojego pokoju, a później z domu. Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i wróciłam do pokoju. Zawiesiłam sukienkę na wieszaku, rozczesałam włosy, padłam na łóżko i momentalnie zasnęłam. Następnego dnia obudził mnie dźwięk budzika. Wstałam, uszykowałam się i wyszłam z domu bez śniadania. Gdzieś w połowie drogi usłyszałam dźwięk klaksonu. Spojrzałam w tamtą stronę. Rozalia wychylała się przez okno i machała do mnie, kierował Leo.
Roz: Viola! Wsiadaj, podwieziemy cię.- Podeszłam do samochodu i chwilę zawahałam się zanim weszłam do środka. Na środkowym siedzeniu z tyłu siedział mały chłopczyk. Mimo to usiadłam obok niego.
Vi: Hej.- Zwróciłam się do niego.- Jak się nazywasz?
Ad: Adam.- Uśmiechnął się i podał mi rączkę, którą od razu uścisnęłam.
Leo: Nie przyzwyczajaj się do niego za bardzo. Właśnie odwożę go na dworzec. Wraca do rodziców na wieś.
Vi: Dlaczego?
Leo: Nie mogę jednocześnie pracować i opiekować się nim.- Szybko dojechaliśmy do szkoły. Adam nie chciał puścić mojej ręki, delikatnie wyciągnęłam ją i wyszłam z samochodu. Pomachałam jeszcze do niego, kiedy odjeżdżali.
Roz: Chodź. Ruszajmy do szkoły.- Lekcje minęły mi bardzo szybko. Nauczyciele zbytnio nie przykładali się bo wiedzieli że bardziej interesuje nas dyskoteka niż nauka. Do domu wróciłam kilka minut po trzeciej. Czas się przygotować.
------------------------------------------------------------------------------------------------
Impreza będzie już w kolejnej części ;P
Bardzo proszę o komentarze.
A tutaj macie sukienkę, którą Violetta dostała od Lysandra =D


1 grudnia 2013

Oczami Violetty cz.15/2

To będzie już ostatnia część z perspektywy Lysandra. Powrócimy do naszej głównej bohaterki czyli Violetty. Chciałabym podziękować wszystkim którzy czytają tego bloga. To naprawdę wiele dla mnie znaczy :)
Nie obrazicie się jeżeli zamienię imprezę haloweenową na andrzejkową? Trochę już minęło od haloween, więc to by było trochę dziwne dodawać tak po czasie xd
A teraz wracajmy do opowieści, mam nadzieję że jeszcze pamiętacie co się działo =D
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W drzwiach stała Jem. A robiłem wszystko. Wszystko. Byle nie zepsuła tego wieczoru. Pewnie byłem zbyt nieostrożny. Mogłem jeszcze zaczekać, przecież wiem do czego jest zdolna. Byłem... wściekły. Nie było jej tyle czasu, więc czemu teraz chce zepsuć mi życie?!
Vi: Kto...Kto to jest? Kim jest ta dziewczyna?!- Violka podniosła głos. Słyszałem to wcześniej tylko raz w życiu. A było to dzisiaj w piwnicy. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem. Wyglądała na rozczarowaną, złą, smutną, ale w tej chwili zdecydowanie przebijało się rozczarowanie. Spojrzałem z powrotem na Jem, która stała dalej w tym samym miejscu z założonymi rękami. Zachowujmy się jakby to nie było nic nadzwyczajnego. Może uda mi się jej pozbyć... Kiedy otwierałem usta żeby przedstawić sobie damy, Jem mnie wyprzedziła.
Jem: Mogłabym zapytać o to samo. Naprawdę nabrałaś się na ten tani chwyt?- Prychnęła.- Wielki romantyk. Bratnia dusza. Miłośnik muzyki klasycznej.- Zbliżała się coraz bardziej. Kiedy weszłam w krąg światła, serce mi zmiękło. Nadal była tak piękna...
Wspomnienie :D
Jak zawsze siedziałem w parku wymyślając nowe teksty. Bazgrałem przy tym okropnie. Zacząłem rysować ewolucję człowieka, co w jakiś dziwny i niepojęty sposób uspokajało mnie. Nagle tuż przede mną przebiegł wielki pies. Nie znam się na rasach, ale zdaje mi się że to mógł być pies szwajcarski. Rozejrzałem się za właścicielem psa. 
???: Uwaga!!!- Spojrzałem w tamtą stronę i przez ułamek sekundy zdążyłem jedynie zauważyć że jakaś dziewczyna zbliża się w moją stronę z dużą prędkością. Nim zdążyłem coś zrobić leżałem na ziemi, a dziewczyna na mnie.
???: O mój boże, bardzo przepraszam. Naprawdę nie chciałam. Figaro pociągnął mnie strasznie mocno. Nic ci się nie stało?- Słowa wypływały z jej ust błyskawicznie. Spojrzałem na jej twarz, wyglądała na naprawdę zmartwioną, ale pierwsze na co zwróciłem uwagę to to że, była piękna. Czarne faliste włosy okalały jej twarz. Duże, czarne oczy przyciągały z niesamowitą siłą. Usta nie pozostawały dłużne, pełne, różowe usta, które ciągle były w ruchu.
Lys: Nic mi nie jest. A ty jak się czujesz?- Wstałem, podałem dłoń nieznajomej i pomogłem jej podnieść się z ziemi. Dopiero teraz zauważyłem że ma na sobie rolki. To wiele wyjaśnia.
???: Dobrze, dziękuję. Trochę mi głupio, ale mógłbyś pomóc złapać mi psa? Gania już tak od dłuższego czasu.
Lys: Oczywiście.- Uśmiechnęła się. Teraz wygląda jeszcze piękniej.- Jak nazywa się twój pies?
???: Figaro. 
Lys: Jak w operze?- Spojrzałem na nią rozbawiony.
???: Dokładnie.- Zaśmiała się. Uśmiechnęła się podejrzanie i zaczęła śpiewać imię psa (mam nadzieję że kojarzycie tą melodię xd). Po chwili dołączyłem do niej i wspólnie kręciliśmy się po parku szukając Figara. Nie musieliśmy długo chodzić, bo po chwili sam do nas przyszedł. Dziewczyna przypięła mu z powrotem smycz do obroży.- Nigdy więcej mi tak nie uciekaj.- Spojrzała na mnie i ponownie się uśmiechnęła.- Jeszcze raz dziękuję za pomoc.
Lys: To naprawdę nic wielkiego.- Zawahałem się tylko na chwilę i dodałem.- Lysander.
???: Jem. Miło poznać.
Koniec wspomnień :]
Jem: To wszystko kłamstwa.
Lys: Zamknij się.- Ledwo powstrzymywałem drżenie głosu. Wyjdź. Wyjdź z mojego życia i nigdy nie wracaj.
Jem: Bo co? Co mi zrobisz? Tylko mi nie mów że uderzysz dziewczynę! Taki dżentelmen?!- Próbuje mnie sprowokować. Nie wiem dlaczego, ale do tego dąży.
Lys: Ile razy mam ci powtarzać że nie chce mieć z tobą nic wspólnego?!- Z tobą nie. Chce dawną Jem. Tą, która kiedyś była dla mnie wszystkim. Kiedy mówiłem, nie mogłem opanować głosu. Chciało mi się płakać z rozpaczy, ale widocznie ona jeszcze nie skończyła.
Jem: Ale ja tylko przyszłam ostrzec twoją nową dziewczynę!- Teraz zwróciła się do Violetty całkowicie ignorując moją obecność. Nie... nie mogłem tego słuchać. Zatkałem uszy, ale te kłamstwa którymi karmiła teraz Violę dolatywały do moich uszu.
Lys: Violetto, błagam nie słuchaj jej. Ona jest szalona. Nie wiem czemu się do mnie przyczepiła.
Vi: Zawieź mnie do domu.
Lys: Co?- Uwierzyła jej...?
Vi: Słyszałeś. Zamknij się i odwieź mnie natychmiast do domu!- Widziałem że toczy wewnętrzną walkę. Po chwili podeszła do stołu i pociągnęła za obrus. Nie było na nim nic z wyjątkiem wazonika ze sztucznym kwiatem, który poleciał wprost na Jem. Cała zawartość wazonu czyli woda i kwiatek znalazły się na dziewczynie.
Vi: Jesteśmy kwita.- Viola nie oglądając się ruszyła do wyjścia. Stałem nieruchomo nie do końca rozumiejąc co się przed chwilą stało. Jem patrzyła za wychodzącą.
Jem: Uważaj na zakrętach! Lubi łapać wtedy za kolano!- Wtedy nie wytrzymałem i pobiegłem w stronę wyjścia. Po drodze Jem złapała mnie za ramię i przytrzymała.- Jak kocha to wróci. A teraz musimy pogadać.- Trzymała mocno moją rękę, prowadząc w tylko sobie znanym kierunku. Chciałem biec ze Violettą ale nigdzie jej nie widziałem, na dodatek Jem miała bardzo silny uścisk.
Jem: On musi wiedzieć... Po co? Nie lepiej pozbyć się go od razu?... Nie! Chce widzieć jego reakcje, kiedy wszystko mu powiemy...
Lys: Jem. Czemu mówisz do siebie?
Jem: On słucha. Podsłuchuje nas. Głupek... Nie mów tak! Jestem pewna że nie chciał, na pewno nie chciał.
Lys: Natychmiast wyjaśnij mi co się dzieje!- Spojrzała na mnie jak na dziwaka.- Czemu tak bardzo mnie nienawidzisz?!
Jem: Jeszcze ma czelność pytać nas o to! A widzisz? Mówiłam ci!- Zaciągnęła mnie do parku i posadziła na ławce. Sama usiadła obok.- Myślisz że pamięta to miejsce?- Rozejrzałem się. Było ciemno ale wiem gdzie jesteśmy. Uśmiechnąłem się delikatnie.
Lys: Tu spotkaliśmy się po raz pierwszy, kiedy wjechałaś na mnie.- Spojrzała na mnie jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z mojej obecności.- Proszę. Powiedz mi, co się stało?
Jem: Pozwól że ja będę mówić. Znam tę historię lepiej od ciebie... Ok, niech ci będzie. Ale nadal nie rozumiem po co to robimy... Zaufaj mi.- Odetchnęła głęboko.- Nie powinna nam już więcej przeszkadzać. Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie? Tak. Czułam się wtedy bardzo szczęśliwa. Kiedy wróciłam do domu, światło nadal świeciło się w sypialni moich rodziców. Poszłam więc zobaczyć czemu jeszcze nie śpią. Wiesz doskonale że, uwielbiają spać. Stanęłam w progu i delikatnie nacisnęłam klamkę. Nagle drzwi otworzyły się i zobaczyłam że stoi przede mną mężczyzna z białymi włosami i czarnymi końcówkami. Był ubrany cały na czarno oraz miał maskę, jednak zobaczyłam oczy. Były żółto-zielone. Znam tylko jedną osobę z tak nadzwyczajnymi tęczówkami. Wyglądał na równie zdziwionego co ja. Opanował się jednak szybko, popchnął mnie i wybiegł z domu. Zanim zdążyłam coś zrobić jego już nie było. Weszłam do sypialni i jedyne co widziałam to krew. Wszędzie było pełno krwi. A później zobaczyłam ciała. Nie chciała, ale musiałam się upewnić że to oni. To byli moi rodzice. Nie wiem czemu ich zabił, nie wiem. Nagle sobie coś przypomniałam i pobiegłam do pokoju brata. Spał. Mój kochany, malutki braciszek spał w swoim łóżeczku. Wzięłam go na ręce i zaczęłam płakać. Czemu mój ukochany to zrobił? Nie mam pojęcia kto, pewnie sąsiad, wezwał policję. Znaleźli mnie zapłakaną z rozmazanym tuszem ściskającą brata na środku pokoju. Widocznie wystarczyło im to, żeby zabrać mnie do psychiatryka. Zabrali mi brata i zamknęli w izolatce. Ile tam siedziałam? Nie wiem. Nie miałam okna. Tylko ja, łóżko, cztery betonowe ściany, jedzenie trzy razy dziennie oraz dwa razy w tygodniu psycholog. A wtedy pojawiła się ona.- Popukała się w głowę.- Od tego czasu zawsze jest ze mną. Powiedziała mi co mam zrobić, aby mnie wypuścili. Jej plan się powiódł. Ona pragnie śmierci osoby, która zabiła naszych rodziców. Ale nie wzięła jednego pod uwagę. Nie jestem w stanie zabić człowieka. Szukałam brata i znalazłam go. Ma już nową rodzinę. Pewnie już nawet mnie nie pamięta...-Moje oczy zaszły łzami. Nie mogłem już tego słuchać.
Lys: Jem, przykro mi. Ale błagam, uwierz mi. Nie zabiłem twoich rodziców. To nie przeze mnie byłaś tam gdzie byłaś. To nie była moja wina że zabrali twojego brata...
Jem: Miałeś nam nie przerywać!!! I widzisz do czego doprowadziłaś?! Przez to, możesz mieć wątpliwości! Trzeba było trzymać się mojego planu!
Lys: Zamknij się wreszcie!- Złapałem ją za ramiona i przytrzymałem.- Patrz mi w oczy. No patrz!- Nie chętnie spojrzała na mnie i utkwiła wzrok w żółtym oku.- Nie zabiłem twoich rodziców. I przyrzekam ci, że zrobię wszystko. Wszystko. Co w mojej mocy, aby pomóc ci znaleźć prawdziwego zabójcę.- Z impulsu przytuliłem ją do siebie. O dziwo odwzajemniła uścisk. Usłyszałem jej drżący głos
Jem: On nie kłamie, kochana. Zawsze kiedy kłamał, jego oko poruszało się. A teraz było nieruchome. On nie kłamie.- Po chwili wybuchła płaczem.
Lys: Już dobrze. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję, że znajdę tego drania.- Po jakiś 5 minutach uspokoiła się i odsunęła się ode mnie.
Jem: Nadal będę miała cię na oku. Nie ufam ci do końca. Pamiętaj, że nadal jesteś na mojej liście podejrzanych. Może Jem przekonałeś, ale mnie jeszcze nie.
Lys: Będę uważał.- Złapałem ją delikatnie za rękę i poszliśmy prosto przed siebie. Muszę obmyślić plan działania. Ale na razie chce się pocieszyć tym, że Jem już nie chce mnie zabić. Wyciągnąłem telefon i szybko zadzwoniłem.
Lys: Terry? Masz może dzisiaj trochę czasu? Potrzebuję twojej pomocy. Chodzi o Violettę. I Jem. Musisz złożyć wizytę Violce, przeprosić i wytłumaczyć w moim imieniu.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Gratulacje dla wszystkich, którzy napisali że to Terry jest zamaskowanym przybyszem ;)
Czyli ciacho wędruje do... Andrei (nie wiem czy dobrze odmieniłam xd), Jenny oraz Aleksandry =D








A oto i psiak ;P Imię dostał po moich kochanym kocie :]
Figaro

Czuję że ta część jest trochę słaba. Nie jestem z niej zadowolona :\ Ale może wy macie inne zdanie xD
To już ostatnia część oczami Lysandra i wracamy do Violetty ;)
Macie jakieś ciekawe pomysły? ( A tak przy okazji dziękuję Andrei za pomysł :D)
Zapraszam też do czytania: The Brunette Next Door. Postaram się niedługo dodać kolejny rozdział :)
To chyba wszystko... Do następnego rozdziału! =D